CIEPŁE SŁÓWKA: Niskobudżetowe marzenia

Światem zaczęły rządzić ceny. Niskie ceny. Nikt już nie czeka na sezonową okazję wyprzedaży po zimie lub po lecie, a okazjonalne obniżki typu „dzisiaj bez VAT” czy „wiosenne czyszczenie magazynów” też nie wystarczają.
CIEPŁE SŁÓWKA: Niskobudżetowe marzenia

 

 

Światem zaczęły rządzić ceny. Niskie ceny. Nikt już nie czeka na sezonową okazję wyprzedaży po zimie lub po lecie, a okazjonalne obniżki typu „dzisiaj bez VAT” czy „wiosenne czyszczenie magazynów” też nie wystarczają.

Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu KOMINKI.ORG


Sposobów na niskie ceny jest wiele. Jednym z nich jest zaoferowanie w ramach oferty jednego lub kilku produktów „ekonomicznie skalkulowanych”. Pojawiają się pewne uproszczenia techniczne, wykorzystanie starszych zamortyzowanych już rozwiązań, gorszej jakości materiałów, no i bardzo skromna ilość dodatkowych opcji. Tą drogą poszła np. samochodowa firma Peugeot proponując model 301.
Można też skorzystać z już posiadanej marki lub wykreować zupełnie nową, by wyraźnie odseparować serię „oszczędnościową” od całej reszty oferty. Tak zrobiła samochodowa firma Renault kreując markę Dacia.
Kiedyś było to jakościowe dno, ale szefowie Renault konsekwentnie budowali nowy, lepszy wizerunek tej marki, a pseudo- terenówki i mini-vany z tej firmy podbijają serca i kieszenie nie tylko polskich klientów. W rankingach sprzedaży tych pojazdów na polskim rynku Dacia wygrywa z Volkswagenem, Toyotą czy Fordem! Jeżeli zamiast 100 tysięcy klient płaci 70, to przymyka oczy na wiele niedoskonałości.
Jakby tego było mało, to nawet testującym auta wymagającym dziennikarzom coraz mniej przeszkadzają skrzypiące plastiki, słabo wyłożone fotele czy zastosowane zegary z jakiegoś przechodzonego modelu. Czy faktycznie niskobudżetowe pojazdy są tak dobre, że nie warto już przepłacać za produkty o renomowanych nazwach? Faktem jest, że pojazd rumuńskiej taniej marki na podjeździe domu już nie razi, a nawet jego nabywca uchodzi w towarzystwie za „sprytnego” i oszczędnego. W końcu czym to się różni - to samochód i to samochód! Reszta to robota dla działów PR.
Jak już raz postawiło się na niskobudżetowe produkty i nawet na podjeździe przed wielkim domem Dacia nie razi, to czemu nie pójść w niski budżet w środku? Kuchnia, łazienka i salon to dopiero pole do popisu dla księgowego! Meble pewnej firmy z trzema kolorami w nazwie, kiedyś uznawane za słabe dzisiaj są najpopularniejszymi w Polsce. Spójrzmy więc na kominki...
Coraz trudniej odpowiedzieć „czym to się różni” w przypadku wkładów kominkowych, bo różnice sięgają głębiej i subtelniej niż pozwalają 3 minuty rozmowy z komórki w ulicznym korku czy mail lub post na forum.
To temat na dłuższą rozmowę o kombinacji estetycznych niuansów, doświadczenia kilku pokoleń, świeżej energii, innowacyjności i zwykłej biznesowej etyki. Na takie wyjaśnienie klient nie ma czasu, tym bardziej, że trzeba często mówić o sprawach i czasach, o których nie ma on pojęcia.
Również sprzedawca, który coraz częściej jest handlowcem z przypadku, w swoim salonie w jednym rzędzie ustawia produkty pierwszej ligi i tanich marek, a wszystkie w jego opinii są wspaniałe. Zarabia głównie na usługach (co pan sobie wybierze to zabuduję), a wspomagany jest przez producentów, którym takie rasowe mixy nie sprawiają różnicy, byle tylko złapać kolejnego przedstawiciela do swojej sieci.
Tym sposobem niskobudżetowe produkty rozlewają się po kraju. Tak więc nie ma co dziwić się, że zamiast markowych produktów pojawiają się w polskich domach coraz częściej wkłady kominkowe marek, które trudno uznać za „wiodące” technicznie. Ludziom jednak to lekkie cofnięcie technologiczne i estetyczne nie przeszkadza, jeśli zamiast 12.000 złotych zapłacą połowę tej sumy. Tak jak w przypadku samochodów, drugą połowę przecież „oszczędzają”, a ogień i tak się pali.
Co najlepsze, tanie paleniska coraz częściej proponowane są przez projektantów i architektów i trafiają nawet do domów ludzi, którzy powinni z racji swojej pozycji i dochodów wybierać najlepszych. 
W czasach gdy każde kichnięcie niemieckiego czy francuskiego robotnika kończy się podwyżką 3,5% cen produktów, gdy kurs euro znacznie przekraczający 4 zł jest standardem, firmy mające niższe ceny, do tego w złotówkach, podbijają rynek.
Nie ma w tym żadnej tajemnicy, że są to głównie polskie firmy. Doskonale wyszło to przy okazji tegorocznych nominacji do Płomienia Roku w kategorii firma i produkt. Widać to też na popularnych forach, gdzie dyskusje właściwie sprowadzają się do niskobudżetowych produktów. Jeśli już pojawia się informacja o wyrobach z tzw. pierwszej ligi europejskiej to raczej w kategoriach „czy warto przepłacać za…?”. No i „eksperci” ukryci pod różnymi nickami na forum zwykle mówią, że... nie warto. Kłamią czy mówią prawdę?
Ciągle pewni siebie pierwszoligowi importerzy udają, że problemu nie ma. Ze wspomnianą Dacią też tak kilka lat temu było, ale teraz każdy producent samochodów zazdrości doskonałej wizji szefom Renault i chce... robić to samo.
Otwarcie granic spowodowało, że postęp technologiczny łatwiej rozchodzi się po świecie i produkcja kominkowych wkładów wystartować może niemal za każdą stodołą. Polacy stali się w tym mistrzami Europy i mamy ponad 25 producentów kominkowych wkładów. Niektóre są lepsze, inne gorsze, ale wszystkie pasują jak ulał do czasów, gdy niska cena czyni cuda...
Prawdopodobnie wiele z tych firm w ciągu najbliższych 10 lat zniknie z rynku, gdy pojawią się trudne do pokonania wymagania np. ekologiczne.
Jednak póki co wszystkie pracują pełną parą, czy raczej pełną mocą laserów i pieców odlewniczych.
Jak w takim razie pogoń za kominkiem niskobudżetowym ma się do marzeń o pięknym ogniu? Ogień to ogień, byle było bezpiecznie. Wszystko ma swoją cenę, a kominkowe piękno i marzenia też mogą mieć niskobudżetowe wersje.


wh.
 


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama